Jak w dwa tygodnie wrócić do punktu wyjścia

   Wstyd to pisać, ale chyba czas wziąć się w garść. Wróciłam znów do punktu wyjścia, ale nie tego fizycznego, nie ważę oczywiście 72kg, tylko 56 (co i tak jest więcej niż było). Pal licho wagę, bo nie jest teoretycznie aż tak bardzo tragicznie, ale wróciłam do początku stanu psychicznego. Dwa tygodnie, tyle wystarczyło, aby z dziewczyny, która jest ogólnie zadowolona ze swojego ciała, chętnie ubiera obcisłe ciuchy, spodenki, a nawet strój na plaże zmieniła się znów w tę, która z trudem wychodzi z domu, bo wygląda okropnie. Pod koniec lipca, ubierając soczewki zaczynałam być zadowolona z mojej twarzy. Ludzie mówili mi, że nie wyglądam na dwadzieścia jeden lat i się z tego cieszyłam (choć przecież ten wiek to nie żadna starość). Właściwie tylko mój ukochany twierdzi, że nie wyglądam już na 18 lat :) Czy nadal jestem zadowolona z wyglądu? Nic z tych rzeczy. 
  Pod koniec lipca wyjechałam do rodziców i bawiłam się tam całkiem dobrze. Więcej jadłam, ale było ok, poszłam biegać jedynie raz, nie ćwiczyłam, ale ogólnie więcej się ruszałam, spacery, dwie przejażdżki rowerowe (60 i 30km), zawsze trochę się śmigało wokół podwórka, a to i tak więcej niż to tutaj w mieście. 
  Potem pojawił się inny problem, który już ostatecznie wyprowadził mnie z równowagi. O 9dni spóźnił mi się okres. Najpierw miałam panikę, że jestem w ciąży, a potem denerwowałam się, że jestem na coś chora. Myślenie o wadze i sporcie zupełnie nie siedziało mi wtedy w głowie. Podejrzewam, że się przetrenowałam, ponieważ niemal każdą wolną lipcową chwilę poświęcałam na treningi. Czytałam, że to może być przyczyna, innej logicznej nie widzę.  Zrobiłam tak jak w zeszłym roku, przez lipiec tak trenowałam, że przez resztę wakacji miałam tego po dziurki w nosie, teraz jednak nie zamierzam się poddać.
   Gdybym w tym wszystkim zdrowo się odżywiała to byłoby całkiem dobrze, ale nie. Mój ukochany przez urlop sobie folgował, więc wciąż znosił do domu okropne rzeczy typu chipsy i popcorn. Często też bywali u nas goście, którym coś stawiało się na stół. Moim sposobem, kiedy jem coś brzydkiego omijam posiłki, więc jadłam śniadania i śmieci.Moje samopoczucie coraz gorsze, a cera wygląda ohydnie!

    Tak jak wspominałam ja sie nigdy nie poddaję! Wszyscy się poddadzą, ale ja NIE! Każdy popełnia błędy, trudno. Trzeba je naprawić i żyć dalej. Po kilku dniach szykowania się na biegania i zostawanie w domu z nadzieją, że coś się wydarzy, po jednym zestawie ćwiczeń w tygodniu z trzy dniowymi zakwasami wzięłam ten cholerny telefon i kluczę i ruszyłam przed siebie. Było super. Mam nadzieję, że teraz bez problemu będę się ruszała. Czas straszny, chociaż ucieszyłam się, że dystans nie sprawił mi problemu. Właściwie biegłam sobie swobodnie, od tak. Może przestanę wreszcie gonić za wynikami, bo się trochę w tym zagubiłam.
   Wracam z urlopu, aby znów zawalczyć o siebie! Bez planu, na spokojnie, ale jednak. Przecież wcale nie chce wracać do zdołowanej, zamkniętej wersji mnie. NEVER!!!
    Z drugiej strony to było chyba potrzebne, aby w gruncie rzeczy zrozumieć, że to co zmieniłam w swoim życiu to zmieniłam na lepsze, że pracowałam nad sobą i to przyniosło efekty i że nie warto tego marnować pod żadnym pozorem. Jeżeli jeden dzień zjem coś niezdrowego to nic się nie stanie, ale nas ciągi jak alkoholik pozwalać sobie nie powinnam. 

17 komentarzy:

  1. rzeczywiście taki stres związany z tak spóźnionym okresem odsuwa dietę na dalszy plan... dobrze że wszystko dobrze się skończyło. I że nie rozpamiętujesz wpadek tylko idziesz dalej - to najlepsze podejście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem mam podobnie, raz jest super, czuję się pewna siebie, ale przychodzą i takie dni, kiedy nie mogę na siebie patrzeć, co niestety spowodowane jest tym, że sobie odpuszczałam. Mimo wszystko uczymy się na błędach i dlatego na przyszłość warto przypomnieć sobie to uczucie, żeby już do niego nie wrócić! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okropny czas? Dziewczyno, chyba przesadzasz! Ja biegając regularnie od 5 miesięcy (+ kolejne 5 w zeszłym roku, ale potem była półroczna przerwa) nadal nie jestem w stanie wyciągnąć średnio szybszej prędkości niż 6min/km na trasie dłuższej 5km, a z tego co widzę też biegasz stosunkowo krótko (od kwietnia?). Oczywiście to ja mogę być totalną ciapą, ale wolę tego nie przyjmować do świadomości.^^
    Najważniejsze, że zorientowałaś się w porę, wzięłaś się w garść i zaczęłaś ogarniać.;)
    Jeśli chodzi o spóźnianie się okresu, to mogło to być owszem przetrenowanie, ale również sam fakt zmiany otoczenia na dłużej (piszesz, że wyjechałaś do rodziców) albo te okropne upały, które ostatnio dały nam popalić.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. W połowie lipca na pięć km miałam średni czas 4,47 :)

      Usuń
  4. Gratuluję takiej utraty wagi! Naprawdę jest wciąż o co walczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak to jest, że wszystko siedzi w naszej głowie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Marzę o wadze 56kg, ale mój ideał to 50. Na cerę polecam soczek marchewkowy. Jest genialny. Wpadnij do mnie thin-n-beautiful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejsze zapanować nad samopoczuciem i zadbać aby było zawsze pozytywnie, reszta sama się ułoży. Jeżeli bieganie sprawia, że czujesz się lepiej, biegaj gdy nachodzą Cię chwile zwątpienia. Ja tak właśnie robię, czasem muszę wybiegać zły nastrój a endorfiny i serotonina zadbają o resztę. U mnie zawsze działa :-)
    Pozdrawiam cieplutko :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki stres jest najgorszy, sama wiem coś na ten temat...

    OdpowiedzUsuń
  9. dasz radę Kochana! dobrze, że się nie poddajesz. a spóźniający się okres to nie ciekawa sprawa, stres jest zawsze ogromny

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałabym mieć taki czas jak Ty.. :) Cieszę się, że wróciłaś do ćwiczeń znów, trzymam kciuki za wytrwanie! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Najważniejsze,że się podnosisz i walczysz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze, że w porę się opanowałaś. Szybko to nadrobisz, dobre nawyki wrócą a cera znowu zrobi się idealna. Mam nadzieję że dobre samopoczucie poprawi się najszybciej - bez tego trudno ruszyć dalej.

    OdpowiedzUsuń
  13. to taka nauczka dla wszystkich którzy myślą że jak już sobie schudną to mogą robić co im się podoba a waga i tak zostanie w miejscu. co do Twojego samopoczucia, wszystko jakoś tak się niefortunnie złożyło - stres, kiepskie odżywianie, mniej ćwiczeń, i pewnie dlatego tak wyszło. najważniejsze że się nie poddałaś i nie poddasz, szybciutko wrócisz do normy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. I jak się rozwiązała sprawa ze spóźniającym okresem? To chyba kobieca sprawa, ja też zawsze panikuję...
    Strasznie motywujesz swoją postawą, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałam bardzo podobne podejście jaki i Twoje do wszystkiego a potem porażka i do dzisiaj z tą porażką się zmagam niestety -,- Do przodu!

    Bardzo bym chciała abyś stała się częścią ideii, którą właśnie tworzymy :) Tematyka oscyluje w tematy Ci bliskie - ćwiczenia, dieta ale także zaburzenia odżywiania. Widzę, że jesteś biegła w tym temacie także przyda się każda opinia. Zapraszam -> http://dzisiejsza-nadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń