NO comment

 Wali mnie to wszystko. Waga nie spadła, bo za dużo jadłam. Wczoraj frytki - norma. "Nikt Cię nie zmusza, żebyś to jadła skoro chcesz się odchudzać". Nie kurwa! Nikt mnie nie zmusza. Zrób ze mną frytki, a potem patrz jak kurwa jem. Bunt - brak jedzenia. Kiedy moje nastawienie i życie zmieniło się tak bardzo? Od panicznego wybuchu śmiechu do smutku i tak w kółko. Nastrój inny co pięć minut z przewagą złego, chociaż nie jest tak tragicznie jak to było przy ostatniej notce. Nie diagnozuje u siebie zaburzeń emocjonalnych, to po prostu splotek złych sytuacji.
   U mnie sesja jeszcze trwa. Nie zmieniam zdania, że to studia dla idiotów, natomiast dodaje wytłumaczenie, że idioci mają tam lepiej, a ambitnych traktuje się jak ostatnie śmieci. Pierdole to wszystko, najpierw traktują nas jak nic, a potem dają test: abcdef "banalny". Oczywiście, zdadzą Ci, którzy dobrze strzelali i tym sposobem oczywiście ja jako jedna z nielicznych zostanę bez zaliczenia. Testy mnie zabijają. 
  Kiedyś wierzyłam, że życie jest zajebiste, że wszystko jest do osiągnięcia, że mam to na tacy. I nie chodzi tu o odchudzanie. Odchudzanie ma mało do tematu. Nie powiem też, że odchudzanie to jedyna dziedzina nad którą panuję, bo nad tym też władze ma mój mózg i sfera duchowa, a to nie do końca ja. Panuje nad samochodem jak jadę, panuje nad udawaniem zadowolonej w tłumie, panuje nad udawaniem, że mnie to wszystko nie obchodzi. Ukryty talent. Mam wredny charakter, też nie mój, który sprawił, że zostałam sama jak palec. Ok, nie wierze w przyjaźń, no ale żeby zupełnie sama? Mam wrażenie, że większość ludzi patrzy na mnie z byka. Jestem nieprzystępna, nie dam się wydoić, nie zrobie za nikogo jego obowiązków, więc jestem samolubna, zła, uparta i jędza! Teraz wszyscy myślą, że się im należy. Nie pragnę aż tak akceptacji, aby robić z siebie ofiarę losu. Zostały dwa lata, nawet jeżeli nikt mnie nie lubi to jakoś to przejdę do końca.
  Wiecie co jest najgorsze? Od wakacji obiecałam sobie być optymistką i się uparcie tego trzymałam. Szło mi świetnie. Naprawdę budziłam się szczęśliwa i kładłam się spać szczęśliwa, wykonywałam swoje obowiązki i tak dalej. Myślałam, że pozytywne myślenie skutkuje. Skutkowało, ale to równia pochyła. Teraz lecę w dół. Uprzedzam też, że problemu proszę nie szukać w przemęczeniu. Niby czym miałabym być przemęczona.


Wybaczcie, że wale Wam wszystkim co złe, ale poprostu wciąż duszę to w sobie, więc... no cóż: gdzieś trzeba. 

9 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze, że się tak wygadałaś. Chociaż tu, bo racja, gdzieś trzeba. Ale nie warto być samolubnym. Ja jestem strasznie zamknięta w sobie, nienawidzę ludzi z zasady, ale jedną przyjaciółkę mam. Bez niej bym zwariowała.
    Sesja jest straszna. Człowiek nie może normalnie funkcjonować, więc jak tu się odchudzać? Od marca będzie ok. Byleby wszystko zdać.
    Też nienawidzę testów. Zawsze wtedy oblewam!

    OdpowiedzUsuń
  2. czasem tak bywa, że mamy taki moment kiedy totalnie wszystko układa się źle. też strasznie mnie wkurzają takie teksty 'zrobisz/pomożesz mi zrobić ciasto? przecież nie musisz jeść'... jakoś to trzeba przetrwać, zacisnąć zęby i dać radę. na studiach też ostatnio miałam taką sytuację że napisałam pracę jako jedna z nielicznych sama i dostałam niższą ocenę niż Ci którzy skopiowali coś z internetu. bywa. nie możemy się tym wszystkim tak przejmować bo skończymy w psychiatryku. trzymaj się! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tak samo. Znajomych gówno obchodzą moje cele i mnie tuczą, a nie każdy ma kurwa taką silną wolę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze uważałam że dieta to głupota , najlepiej jest np nie jeść nie których rzeczy lub je ograniczyć i zastępować nie zdrowe rzeczy zdrowymi :) Jeżeli chcesz schudnąć wcale nie trzeba sobie odmawiać przyjemności :) ćwczeniami również można wiele nadrobić:)
    Najważniejsze regularne posiłki i nie jeść na jeden posiłek miliona kalori to wtedy nawet jak zjesz frytki to waga spadnie :)
    Przepraszam ale Proszę o pomoc dla mojej koleżanki Ewy która walczy z rakiem każda złotówka się liczy , więcej informacji znajdziesz na moim blogu : http://perfektbin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Te wahania nastroju to wynik diety. Ja mam tak samo ;/
    Może zaliczysz, nie martw się na zapas to nic nie da ;)
    Przyjaźń istnieję, zapewniam Cię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie też sesja trwa ... ;/ zgroza

    a tam jak raz na jakiś czas zjesz frytki to się zmienia nie zawali ani niebo nie spadnie !

    OdpowiedzUsuń
  7. Bywają takie dni, kiedy jest gorzej, co tam dni - nawet miesiące. Musisz znaleźć w sobie siłę, żeby przerwać pasmo złych dni i zacząć tworzyć te dobre. Wszystko zależy od Ciebie, nawet jeśli brzmi to kolokwialnie i wydaje się być pustym frazesem. Swoim nastawieniem naprawdę możesz kreować rzeczywistość!
    Frytki mi się śnią po nocach... ale jestem na odwyku od fast-foodów, dzisiaj jest mój 18 dzień bez śmieciowego jedzenia. Mam zamiar wytrzymać przynajmniej miesiąc. Później pewnie wynagrodzę to sobie talerzem frytek, ale po tak długiej przerwie z pewnością będzie mi się należało :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To czy życie będzie zajebiste zależy tylko od nas samych. Wszystko jest do osiągnięcia. Jedno już osiągnęłaś (-17,5 kg). Ja wierzę w przyjaźń. Od jakichś 4 lat trzymam się z jedną grupką. Oczywiście różnie bywa, ale ogólnie warto.

    OdpowiedzUsuń
  9. panować możesz też nad chęcią zjedzenia frytek. tutaj wszystko zależy tylko od twojej decyzji, nie od podświadomych wyborów twojego mózgu. mój potrafi przy mnie jeść kanapki z nutellą, popcorn, fast foody, pizzę, a ja ani przez chwilę nie myślę o tym, żeby coś mu podwędzić. ba, potrafię sama mu przygotować jakieś świństwo bez oblizywania noża i podać z uśmiechem na twarzy. nauczysz się mówić nie. jeszcze trochę.

    oczywiście od jednych frytek nie przytyjesz i dieta toczy się dalej, ale lepiej byś się chyba czuła, jakbyś ich nie zjadła. zrób je i patrz, jak inni jedzą. dokładnie tak. wierzę w ciebie i w to, że w końcu zapanujesz nad zachciankami :)

    OdpowiedzUsuń