Ciągłość

Miałam dziś nie pisać, ale postanowiłam jednak to zrobić. Dlaczego? Zajmuje mi to czas, po drugie dieta idzie dobrze i chyba chce napisać o tym kilka słów. Jestem gotowa, aby schudnąć do 52 kg (może 50...). Każdy z tych pięciu dni zaczynałam od wejścia na weheartit i powiedziałam sobie, że chce ostatecznie zakończyć to co zaczęłam i utrzymywać wagę. Chce się przekonać czy będę potrafiła, czy już zwariowałam i będę chciała chudnąć dalej. Mam nadzieję, że nie wpędziłam się w żadne gówno! Jeżeli miałabym zaznaczać mniej i bardziej zielone dni to 16 sobota powinna się świecić. Dlaczego? Byliśmy w McDonalds: wypad na weekend, na odprężenie, wystroić się, zobaczyć trochę miasta. Pierwszy raz nie zjadłam NIC. Zupełnie. On zamówił sobie duży zestaw i jeszcze dużą kanapkę do niego, a ja siedziałam sobie i obserwowałam ludzi. Może to głupie, ale czułam się lepsza od wszystkich grubych dziewczyn jedzących to jedzenie i gorsza od chudych, których było niestety więcej. Wiem, że to chamskie z mojej strony, przecież jak spotykam ludzi to oceniam ich pod tym względem i nie przeszkadza mi jak ktoś jest otyły, ale wtedy chyba potrzebowałam ulgi. Co mnie zawiodło nie poczułam dzikiej satysfakcji ze swojego poczynania. Szkoda, bo trochę na to liczyłam. Po wzroku innych ludzi ze stolików stwierdziłam nawet, że wyglądałam jak psycholka. Cofam się myślami do chwili kiedy mam 72kilogramy, siedzę w Macu i widzę kogoś takiego jak ja: chudy i grymasi, bo nie je. Myśle: kolejna z tych co są chude, a wszystkim muszą pokazać swoje fochy. Jakże zmienia się ludzki światopogląd... Wystarczył rok i zupełnie inaczej patrze na jedzeniowe sprawy.
   Dwa dni na 700kcal, dwa dni z powstrzymywaniem jedzenia, wczorajszy z czekoladą i orzeszkami, ale bilans nie przekroczył kaloryczności. Pięć dni z obiadami dzięki czemu czuję się dobrze, a nie słabo. Dzisiaj zjem więcej, muszę zjeść, bo nie mogę zaprowadzić się w błędne koło. Zastój wagi muszę przeczekać. Dzisiaj pierwszy raz od pięciu dni odwiedziłam pana klozeta. Organizm się burzy, nie dziwie się, przy moim wzroście ta waga to chyba norma, więc on krzyczy nie chce więcej!! Tak mało zostało do celu. Schudnę, schudnę i koniec, bo jestem zdesperowana i zmotywowana ostatecznie, a jak ja czegoś chce to to osiągam. Spodnie zrobiły się luźne.
    Chyba zacznę codziennie jeść po mandarynce, bo czuję, że zaraz znów na nogach będą robiły mi się siniaki niemal od dotknięcia. No i wprowadzam więcej jajek, bo pełnowartościowe białko spala dodatkowe kcal. Żałuję, że nie mam teraz aparatu i nie mogę podzielić się z Wami różnymi rzeczami. Trudno.
Powodzenia dla mnie i dla Was, aby to był kolejny zielony dzień!

17 komentarzy:

  1. Barwo! Ty nie poczułaś dzikiej satysfakcji, ale ja czuję za to ogromną DUMĘ :) Cudownie sobie radzisz.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam tak jak ty. pijąc w maku herbatę, zawsze czuję się lepsza od innych, a szczególnie od grubych lasek, które jedzą zestawy supersize. ale chyba nigdy nie miałam przez to wyrzutów sumienia. nie oceniam ich wyglądu, oceniam ich postępowanie. ja umiem się powstrzymać, one nie, to jest obiektywny fakt i cieszę się, że jestem po tej drugiej stronie, jednocześnie życząc im, żeby w końcu zobaczyły, co sobie robią...

    jestem z ciebie dumna, że się nie dałaś :) coraz zieleniej u ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawde możesz byc z siecie dumna, ciesze się, że tak świetnie sobie radzisz :) Możesz być dla innych prawdziwą inspiracją i wzorem ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, jestem z Ciebie dumna. Świetnie sobie radzisz, nie poddajesz się. Oby tak dalej. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak patrzę na Twoją początkową wagę, na to ile teraz ważysz i jestem w niemałym szoku. Szczere gratulacje :) Tak mało Ci zostało, do osiągnięcia wymarzonej wagi, na pewno dasz radę.. Może nie tak szybko, bo jednak dużo schudłaś i organizm pewnie się trochę buntuje przed następnym spadkiem wagi, ale jestem pełna podziwu i jeszcze raz gratuluję ;*
    No tak, fajne uczucie.. Sama widzę jak ludzie pożerają mnóstwo kalorii, a mnie delikatnie ssie w żołądku i czuję się z tym dużo lepiej, no ale staram się sobie tłumaczyć, że to ich wybór i to nie ja się roztyje ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam kilka myśli, którymi chcialabym się z Tobą podzielić. Pierwsza to nie dziwię się, że tak dobrze się poczułaś w tym maku. Ja też tak mam, że jak ktos je , a ja się opamiętam i mówię " nie, dziękuję " to czuję się lepsza. Mam kontrolę, a oni są grubi i tłuści.Więc GRATULACJE. Dałas radę.
    Natomiast nie zgadzam się z Twoim powiedzeniem, że przy Twoim wzroście waga pięćdziesiąt kilka kilogramów to waga normalna. Ja mam 165cm i nigdy nie ważylam wiecej niz 52 i wybacz, ale wygladałam grubo. Ważąc 50 kilo nie da sie wcisnąć w rozmiar 34 nie mówiąc juz o 32. Wg mnie dalej powinnaś walczyc. Dużo już osiągnęłas , ale to nie koniec. Mam nadzieję, że osiągniesz swoje cele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam 164cm, ważę 52kg i noszę rozmiar 34 już od ponad roku. nie mów, że się nie da, bo wszystko zależy od budowy ciała. waga rozz jest całkowicie normalna i nie wmawiaj jej głupot, że "na pewno" tak nie jest.

      Usuń
  7. Wow ale masz talię 61 cm ! Niesamowite ! Strasznie szczupła musisz być i nie sądzę zebyś musiała zejść jeszcze do 52 albo 50 ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie zauważyłam, że mamy tyle samo wzrostu. Ja jednak jestem trochę dalej od ciebie, jeśli chodzi o wagę i strasznie ci zazdroszczę. Co prawda, zaczynałam z większym ładunkiem niż ty.
    Zawsze chciałam zobaczyć kogoś o moim wzroście i wadze i porównać, bo to prawda, że budowa każdego człowieka jest inna i niektóra ważąc 55 kg wchodzi w 32, a niektóra przy 50 kg ledwo wciska się w 34.
    Super ci idzie i nie zmarnuj tego. Trzymam kciuki.

    http://you-have-to-be-strong.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam podobnie. Zawsze gdy odmawiam czegoś kalorycznego to tak jakbym coś wygrała. Czuję się od razu lepiej. Ale to nie jest złe. Każdy ma wybór, równie dobrze jak ja czy ty może zacząć się odchudzać. A to, że tego nie robią to już nie nasza wina.
    Trzymaj się szczuplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze jak idę z kimś do Maca lub innego syfu(co jest cudem)to nigdy nic tam nie jem. Znajomi i obcy gapią się na mnie jak na psycholkę- to samo uczucie, które opisałaś... Ale to nasze życie, a to, że ktoś uzna nas za dziwne, bo nie jemy tych śmieci, to jego problem. To on rujnuje swoje zdrowie, nawet będąc chudą laską z mega super przemianą materii... liczy się zdrowie. Eh... jak ja nie znoszę takich miejsc jak MacSyf.
    Pozdrawiam i życzę, żebyś osiągnęła swój wagowy cel i utrzymała wagę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba każda z nas ma czasem taki dzień, kiedy zwyczajnie no nie wiem... to brzydko zabrzmi, ale musi się dowartościować. Też to robię- nawet w szkole. Patrzę na grubsze ode Mnie dziewczyny, które jedzą i uśmiecham się sama do siebie, bo MY POTRAFIMY SOBIE ODMÓWIĆ, MY mamy silną wolę i tego się trzymajmy :*
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  12. Barwo za MacDonadla! ;) oby tak dalej, jezeli pozostaniesz z takim nastawieniem to napewno zdołąsz osiągnąć i ebz wądpienia utrzymac cel :*:* Dobrze czytac takie pozytywne notki!

    OdpowiedzUsuń
  13. Na pewno dasz sobie radę. Już niedużo zostało! A skoro nie poczułaś satysfakcji, gdy nie zjadłaś nic w McDonaldzie... może to i dobrze? Może po prostu to stało się dla Ciebie normą i się tak nie ekscytowałaś? Życzę wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. jesteś dla mnie mistrzem, nie potrafię sobie wyobrazić tak siebie 'po'. wiem że jeszcze walczysz, ale mimo wszystko, już wygrałaś nową siebie. gratuluję Maca i trzymam kciuki za zielone dni! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Moim zdaniem to nic dziwnego, że czułaś się lepsza. Pewnie też bym się tak czuła. Byłaś ponad to. Ponad nimi wszystkimi. W dodatku jak sobie pomyślę o tym co jest w tym jedzeniu, o tych chemikaliach to tracę apetyt, a lubię fast-food...

    OdpowiedzUsuń