Wczoraj zjadłam: dwa jajka z odrobiną majonezu, trzy kawy z mlekiem, dwa soczki marchwiowe. Razem około 600kcal. Tak, zdecydowanie przegłodowałam wczorajszy dzień. Nie robiło mi to wszystko wielkiej różnicy i tak czułam się kiepsko, a waga poleciała w dół od razu. Woda ze mnie zeszła. Ja i zdrowe odżywianie? Kto by w to uwierzył? Próbuję, staram się, kiepsko wychodzi. Ćwiczenia odpuściłam. I tak wyglądam "fit". Zawsze, od dziecka. Pamiętam, zawsze było "nie jesteś gruba, nie masz tłuszczu, jesteś po prostu zbudowana, nie drobna". Teraz chce być chuda i drobna, znów się wkręcam, błędne koło. Ostatnio żyje jak zombi: kawa, kawa, kawa, robota, robota, robota, aby jakoś popchnąć dalej, nerwy, stress, brak czasu na jedzenie, brak pomysłu na jedzenie, brak chęci na jedzenie póki nie pojawią się w domu jakieś śmieci. Wczoraj mieliśmy w-f z dziewczynami z innego kierunku, wszystkie były bardzo szczupłe... Nie, one nie były szczupłe, wyglądały jakby zbiorowo nic nie jadły i nie umiały grać.. Ale to już drugi aspekt. Dziś byłam tylko z rana na uczelni, z wykładów sobie poszłam. Stwierdziłam, że należy mi się kilka chwil dla siebie. Na jutro muszę i tak opracować tekst i mam prace domowe. To to mnie tak dołuje, nakłada mi się sesja z fullem roboty w życiu prywatnym i łącząc to nie znajduje czasu dla siebie, a gdy go znajduję to czuję, jakbym go marnotrawiła. Dzisiaj w takim razie wygenerowałam sobie dodatkowy czas, wahałam się, bo zazwyczaj zachowuję się sumiennie, ale w końcu stwierdziłam, że i tak to nie jest obowiązkowe i 80% ludzi na to nie chodzi. Nie mogę robić wszystkiego i dawać sobie radę ze wszystkim, bo się wykończę! Jestem słaba, wiem o tym. Nie wykazuje zdolności psychicznej na problemy, szybko się denerwuję i jestem wygodnicka, ale jutro nowy dzień i może to będzie ten w którym wreszcie wezmę się w garść. Wczoraj wcześniej się położyłam, dziś też tak planuję. Sen jest ważny. Bardzo ważny.
Schudłam, ale mnie to nie cieszy. Inne ważne sprawy na głowie...
Trzymajcie się, bo widzę, że u Was też zbyt aktywnie, aby dużo pisać w notkach. Powodzenia!
Jasne, że nie musisz sobie dawać rady ze wszystkim. Jesteś tylko człowiekiem.
OdpowiedzUsuńPostaraj się poćwiczyć, dobrze Ci zrobi jak przewietrzysz głowę pomiędzy jednym zaliczeniem, a drugim :D Zwolnij, nie przejmuj się tak życiem. Nie musisz być, jak powiedziałaś, zombie :)
Szkoda że się wkrecasz bo to nie jest dobre dla zdrowia ... lepiej być fit niż thin ...
OdpowiedzUsuń;)
lepiej być fit niż thin, bardzo rozsądne i mądre hasło :)
UsuńTa frustracja i szybkie denerwowanie się płynie chyba z braku akceptacji, jak ciężko zaakceptować siebie tak samo ciężko zaakceptować sytuację. Rozdrażnienie w dodatku potęguje głód. Tak sobie myślę. Sory jeśli coś "nadinterpretuję", wskoczyłam tu z listy blogów blogspota i tak podczytuję pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
To wręcz niepokojące gdy ktoś daje sobie rade we wszystkim, trudno mu się wtedy ustatkować i ukierunkować w danym kierunku i nawet możę przez to nie odnalezc swojej prawdziwej pasji.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to dobrze, że jesteś taka zajęta, ta praca zazwyczaj się opłaca szczególnei jak jest wykonywana sumiennie. A do tego ciekawy bilans no i waga spada.
Nie cieszy Cię ale lednak się starasz i to wychodzi, to najwazniejsze :)
Ale skup się na zyciu prywatnym i egzaminach, to też bardzo ważne.
A sen oczywiście pomaga i w nauce i w odchudzaniu ;)
Więc spokojnie, śpij, ucz się i chudnij! :*
łee u mnie też zawsze było,nie jesteś gruba...
OdpowiedzUsuńaha-.-
mi też się nie chce zabardzo ćwiczyć,ale kiedyś trzeba.powodzenia ;*
studia są czasami dobijające i absorbują mnóstwo czasu. poza tym są takie chwile kiedy człowiek ma gorszy dzień i chce odpocząć od wszystkiego. więc śpij jak najdłużej, odpocznij i nabierz sił :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!